Nasze koty

Bida
6-letnia kotka. Została znaleziona w Parku Sołackim w bardzo złym stanie. Katar koci był w jej przypadku mocno zaawansowany - jednego oka już wtedy nie było, a choć drugie udało się uratować, to po tak ciężkich przeżyciach Bida ma na stałe mocno wysuniętą trzecią powiekę. Ogranicza jej to pole widzenia do około 1/3. Długie leczenie, konieczność operacji pustego oczodołu oraz kalectwo kotki spowodowało, że nikt nie chciał jej zaadoptować. Została więc rezydentką okazującą na każdym kroku swoją wdzięczność. Dla tymczasowanych kociąt jest "dobrą ciocią" i uczy je głównie oddania wobec człowieka. Bida ma psi charakter, pilnuje domu i zna kilka sztuczek. 
Mei
Kotka została znaleziona przez jedną z naszych opiekunek, gdy przestraszona błądziła w centrum miasta. Młoda, bo około 8-9 miesięczna kicia miała problemy zdrowotne z powodu zaniedbania. Nikt nie wie skąd pochodzi i co ją spotkało. Jest bardzo przymilna, nakolankowa, uwielbia kontakt z człowiekiem. 
Pyza
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Koty, których już z nami nie ma...

Simmy
Simmy urodziła się około 16 sierpnia 2015 roku jako jedna z 7 kociąt. Matka porzuciła maluchy, mimo sprzyjających warunków nie chciała się nimi zajmować. Kocięta były wcześniakami, gdyż nie miały odruchu ssania. Mimo pracy wielu osób specjalizujących się w odkarmianiu małych kociaków, maluchy umierały... aż została tylko Simmy, która cały czas walczyła. Miała stwierdzononą poważną wadę nerek, a mimo tego żyła 10 miesięcy. U każdego wywoływała podziw i radość - taka już była, wiecznie energiczna i pozytywna. Taką ją zapamiętamy...
Diego
Diego był grub... pulchn... okazałym kocurem, którego można było nazwać sporym indywidualistą. Lubił stawiać na swoim i potrzebował chwili by się do nas przekonać, jednak gdy na kimś mu już zależało – był wspaniały. Bardzo lubił pieszczoty i poduszkę, na której mógł ułożyć swój tłuszczyk. Był wiernym kociskiem, które po prostu zostało skrzywdzone i wymagało czasu. Niestety odszedł na ostrą niewydolność nerek.
Skąd się wziął? Wrześniową nocą wyjeżdżałam od rodziny, a zaraz przy podjeździe, wśród stosu gałęzi zaświeciły przerażone oczy. Kot nie był mi znany i skulony w swej kryjówce przejawiał wyłącznie strach. Pogłaskałam go, a on zaraz do mnie przylgnął. Zaniepokoiło mnie nie tylko jego zachowanie, ale również rany na szyi. Było dla mnie jasne, że to nie jego miejsce. Bez kłopotu go zabrałam, utuliłam, nakarmiłam, a stresy odsypiał przez następne dwa dni. Nadal nie wiemy skąd wzięły się rany na szyi - czy walczył z obróżką, a może włożył łeb tam gdzie nie trzeba? Nikt go nie szukał, więc wprowadziliśmy go do naszego kociego stada, gdzie żył prawie dwa lata. Czemu Diego? Od Diego de la Vegi (Zorro).
Uszatek
Uszatek trafił do nas w lipcu 2017 roku jako kot w trakcie choroby nowotworowej. Przeszedł 3 operacje usunięcia raka płaskonabłąkowego z głowy i jedną operację usunięcia wszystkich zębów, który sprawiały mu sporo bólu. Te zabiegi dały mu chwilę wytchnięnia, kiedy to mógł się cieszyć życiem w ciepłym domu z pełną miską i gronem kocich przyjaciół. Niestety w czerwcu 2018 rak zaatakował ze zdwojoną siłą zajmując kości czaszki w okolicach potylicy. Nie pozostało nam nic innego jak pożegnać się z Uszatkiem i uśpić. Był wspaniałym, kochanym kotem, który lgnął do każdego człowieka. Potrafił godzinami drzemać na kolanach. Nawet w ostatnich chwilach przed uśpieniem witał się z weterynarzem, mimo trudności w utrzymaniu się na łapach... Złoto, nie kot...
Usia
Kotka była bezdomna, a w klinice weterynaryjnej miał ją czekać drobny zabieg i powrót na wolność. Niestety, z powodu nowotworu trzeba było amputować jej całe ucho. To biedactwo długo czekało pod opieką Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt "Nadzieja" na swój dom. Zgłosiliśmy się i wspólnymi siłami kotka dojechała z Przemyśla do odległego Poznania, by znaleźć kąt pod naszym dachem. Usia przeszła drugą operację wycięcia wznowy nowotworu w lipcu 2016r. i żyła z nami szczęśliwie do jesieni 2018r.
Kajtek
Rudzielec był najmłodszym członkiem rezydentów i zespołu wychowawczego. Niejeden dorosły kocur mógłby zazdrościć mu wielkości. Choć był olbrzymem, to łagodnym jak baranek o cichutkim, delikatnym głosiku. Był niesamowicie ciepły, otwarty i gościnny - dla ludzi jak i dla kotów. Dla wszystkich kociąt Kajtek był po prostu kochającym, starszym bratem, który zawsze pocieszył, przytulił, a niejednokrotnie też się pobawił. Przyjmował każdego kota z otwartymi łapami, a swoim ciepłem pomagał przez lata futrzakom, które przyjmowaliśmy. W grudniu 2018r. u Kajtka zdiagnozowano rozsianego chłoniaka i z bólem serca musieliśmy się z nim pożegnać...
Beretta
Beretta mieszkała z nami przez półtora roku. Przyjechała do nas z piwnicy z centrum Poznania wraz ze swoimi kociętami: Fiołkiem, Konwalią i Stokrotką. Beretta otrzymała swoje imię z uwagi na fakt, że ktoś ją kiedyś postrzelił - w jej karku znaleźliśmy śrut. Była kotką półdziką, niezbyt otwartą na kontakt z człowiekiem, ale cieszyła się życiem w domu... aż do śmierci... Beretta miała niewydolność nerek.
Stokrotka
20/02/2019 r. pożegnaliśmy Stokrotkę, córkę Beretty - niesamowicie dzielną koteczkę, która tygodniami walczyła o życie. Wspierałam ją jak mogłam. Trzy tygodnie wizyt u weterynarzy, badań, próbowania różnych antybiotyków, podawania interferonu, a nawet przetaczania krwi. Obie nie wiedziałyśmy, że nie mamy szans z naszym przeciwnikiem - rozpadającym się chłoniakiem w płucach. Gdy przyszło pogorszenie, to mogłam jedynie skrócić jej cierpienie.
Babcia Kluska
Kluseczka została przez nas złapana na sterylizację we wrześniu 2018r. na działkach w Sierosławiu. Od razu okazało się, że pod pachą widnieje już ogromny nowotrów listwy mlecznej. Gdyby kotka miała dobre życie, to zdecydowalibyśmy się ją uśpić. Jednak ta biedna dusza nigdy nie miała swojego dachu nad głową, pełnej miski i miękkiej poduszki. Dlatego poddaliśmy ją operacji, która dała jej szansę na 6 miesięcy godnego życia pod naszymi skrzydłami. To była kotka o wyjątkowo silnym charakterze, która nie dała sobie w kaszę dmuchać innym kotom. Uśpiliśmy ją 23.02.2019r.
Mieczyk
27.02.2019 r. straciłam przyjaciela, a był mi on szalenie bliski... Mieczyk był cudownym, inteligentnym kocurkiem kochającym ludzi i inne koty. Mógł mieć przed sobą długie i cudowne życie, ale zachorował na FIP...
Specjalnie dla niego sprowadziłam z USA lekarstwo hamujące tą
okropną chorobę. Niestety, dotarło ono za późno - dokładnie w
dzień, w którym to Mieczyk przestał walczyć. Mogłam wtedy
jedynie skrócić jego odchodzenie... Nigdy sobie nie wybaczę,
że tak późno zakupiłam ten lek. Gdybym miała go na miejscu i
zastosowała zaraz po diagnozie, to Mieczyk może wciąż by żył.
Może nadal by ze mną był, tulił mnie rano na dzień-dobry, a
potem wojował z rodzeństwem...Bardzo za Tobą tęsknię,
Mieczyku... 
Biedronka
11.03.2019 r. uśpiłam Biedronkę, mamę Muszki, Liszki i Ważki. Od czasu złapania jej na działkach we wrześniu 2018 walczyłam z wieloma jej problemami - nawracającymi stanami zapalnymi jelit, chorą trzustką, wątrobą i nerkami. Z wszystkiego poza niewydolnością nerek udało się Biedronkę wyciągnąć. Natomiast nerki ciągle kotce dokuczały... Już się wydawało, że udało się ją ustabilizować i czeka nas happy end, a tu tydzień później przyszło straszliwe pogorszenie. Próbowałam ją ratować
lekami, kroplówkami, ale... Biedronka się poddała... była zbyt zatruta mocznikiem, nie chciała jeść... Uśpiłam ją, by już nie cierpiała... Była cudowną matką i nigdy nie widziałam tak silnej relacji między kotką a kociętami.
Wychowała trzy cudowne córki, które kochały ją nad życie, w szczególności Muszka. To ona jeszcze na koniec tuliła i lizała mamę... Nie wiedziała, że robi to ostatni raz i mamusia już nie wróci od weterynarza...
Jon
13.03.2019 r. pożegnałam Jona, który mieszkał z nami ponad 3 lata... Tak pozytywnego kota, to ze świecą szukać, był ulubieńcem ludzi kotów, wyjątkowo słodkim głupolkiem... Nawet odchodząc potrafił zacząć mruczeć widząc moją osobę. Informacja o jego chorobie nowotworowej spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i nadal nie mogę uwierzyć, że już go nie przytulę... Jon, zawsze będę za Tobą tęsknić.. 
Joji
Sawa
Lila
Lilę uśpiliśmy 5.06.2019 r. podczas zabiegu w znieczuleniu ogólnym. Operacja ujawniła jak ciężki jest jej stan, co jest tego powodem oraz pokazała brak szans na dalsze leczenie. Nie wybudzaliśmy jej. Nie było sensu... Śpij Liluś, byłaś bardzo dzielna...
Lila miała FIP’a bezwysiękowego, jak podejrzewałam. Otrzymywała leki
na jego zahamowanie, ale stan jej trzustki był zbyt tragiczny, by leczenie mogło się powieść. Lila nie dożyła 4 lat. Była głucha od małego, miała białaczkę, ale nigdy nie wykazywała żadnych objawów. Jednak właśnie przez nosicielstwo wirusa białaczki nigdy nie doczekała się swojego własnego domu...
Milou
Milou był 7-letnim kocurem, który pojawił się na naszej drodze w wielkim stylu - wyskakując nam przed maskę. Nic mu się nie stało, ale ułamek sekundy wystarczył by ocenić, że coś mu dolega. Milou trafił więc pod opiekę weterynarza, który podreperował jego chorą wątrobę. Po zabiegu usunięcia wszystkich zębów przeprowadził się do nas. Tutaj uporaliśmy się do końca z problemami z wątrobą i skórą, ale przez lata leczyliśmy jego trzustkę i nerki. Musiał zostać uśpiony 16.07.2019r.
Mircza
Mircza urodził się u nas 12 lipca 2015 roku, po tym jak przyjęliśmy jego matkę już w ciąży. Kocurek wychowywał się z trójką rodzeństwa: Władem, Radu i Maszą. Miał uroczy charakter i potrafił każdego zaczarować. Jednocześnie był miły i przyjaźnie nastawiony do innych kotów. Zdecydowanie z jego oczu płyneła inteligencja, której sami nie mogliśmy się oprzeć.
Wicher
Pożegnaliśmy Wicherka... Podczas operacji zmiana w jamie brzusznej okazała się nieoperacyjnym chłoniakiem z naciekami na oba jelita. Wybudzanie go byłoby tylko rozpoczęciem ruletki o jego komfort. Lepiej że odszedł, gdy jeszcze nie miał silnych dolegliwości. Żegnaj Wicherku...
Sain
Wczoraj nad ranem byłam zmuszona uśpić Saina... W piątek wieczór jeszcze ładnie jadł kolację, a w sobotę wieczór już było źle... Musiałam podjąć ciężką decyzję, ale nie chciałam by dłużej cierpiał... Białaczka go pokonała... Był cudownie pozytywnym kocurkiem, który ciągle chodził z wysoko postawionym ogonem - mimo choroby... Nikt tak mnie nie witał po wejściu do pokoju kotów białaczkowych jak właśnie Sain... Nawet nie wiecie jak bardzo mi go brakuje...
Paproch
Paproch. Mój kochany Paproszek. Cudowny kot, którego już więcej nie zobaczę... Nawet nie wiecie jak straszliwie mi źle, że już nigdy go nie przytulę, nie zacznę drapać mówiąc „zaśpiewaj nam Paproszku” a on wtedy tak piskliwie miauczał jak na zawołanie. Miał taki śmieszny głosik. Był cudownym kotem, który wszedł mi do klatki łapki w marcu tego roku. Od razu wiedziałam, że już na dwór nie wróci. Był dziki, ale bardzo mądry, wiedział, że nie chcę mu zrobić żadnej krzywdy, że w moich ramionach jest bezpieczny. I tak zaczęłam tulić kompletnie dzikiego kota, a on odwzajemnił moje uczucia. Byliśmy sobie bardzo bliscy...
...ale weterynaria bywa zawodna w niektórych przypadkach. Wczoraj mogliśmy jedynie uśpić Paprocha. Żegnaj skarbie... Zostawiłeś mnie z ogromną pustką w sercu...
Kłaczek
Za napisanie tego posta zabierałam się kilkukrotnie, ale brakowało mi sił...
Są śmierci łatwiejsze i trudniejsze. Czasem musimy pożegnać starego kota, który miał swój ciepły kąt, swoje przeżył i jego czas dobiega końca - to śmierć łatwiejsza. Jednak są takie przypadki jak Kłaczek, które bolą, wywołują uścisk w sercu i potok łez...
Kłaczek był mi bardzo drogi, mimo swej dzikiej natury. Szanowałam jego inteligencję, powściągliwość wobec ludzi, ciepło które okazywał innym kotom w domu. Był bardzo lubiany, miał wielu przyjaciół.
Gdy zaatakował go FIP, straszliwa choroba, do niedawna nieuleczalna, nie wahałam się spróbować kuracji eksperymentalnym lekiem, by Kłaczka ratować.
To Wy pomogliście mi w zdobyciu leków, w cudowny sposób okazując serce.
Kłaczek był najdzielniejszym z dzielnych. Mimo tak straszliwej choroby - walczył, bardzo chciał żyć. Tak bardzo... Po 3 dawce leku zaczął sam jeść, po 4-tej dostał super apetytu, po 7-ej już nie było śladu po płynie w jego jamie brzusznej. Gdy już zaczął się bawić, to odetchnęłam, bo wiedziałam, że ten kot się nie da.
Niestety...
Życie bywa okrutne...
Nagle znaleźliśmy Kłaczka leżącego i nieprzytomnego, z szeroko otwartymi oczami. Oddychał, serce biło, ale... jego mózg przestał pracować... To było straszne... Kłaczek trafił do kliniki w 10 minut... Weterynarz podjął decyzję o jego uśpieniu, ponieważ mózg nie odpowiadał na żadne bodźce.
Nie wiemy co się stało.
Nie wiemy czemu los zabrał nam przyjaciela i najdzielniejszego z dzielnych.
Nie wiemy co zrobiliśmy źle.
Dziękujemy, że z nami byliście, że razem z nami próbowaliście go ratować. Jesteśmy Wam ogromnie wdzięczni.
Okruszek
21 marca musieliśmy pożegnać Okruszka. Przeżył u nas rok. Niesamowity rok, podczas którego pokazał, jak zwierzę potrafi być silne. Rok nadziei, że ktoś pokocha go równie mocno jak my. Był naszym „nadzwierzakowym” promyczkiem, który tak bardzo umilał nam wszystkim dzień - nieważne jak zły by on nie był. Waleczny, silny i wiecznie uśmiechnięty kocurek przegrał walkę z niewydolnością nerek.
Okruszku, byłeś malutkim i zadziornym kocurem, który każdego kota potrafił ustawić do pionu. W tym drobnym ciałku był ogrom walki, nadziei i siły, że żadnemu człowiekowi się to nie śniło. Bez Ciebie jest tu tak pusto i cicho. Dalej ciężko nam sie pogodzić z tym, że teraz ustawiasz koty za Tęczowym Mostem i nie czekasz na blacie w kuchni po kolejną porcję wołowiny. Mamy tylko nadzieję, że tam gdzie jesteś masz jej pełno i nic Cię już nigdy nie bedzie boleć...
Sznycel
Jeszcze rana po stracie Okruszka się nie zabliźniła, a my musieliśmy pożegnać naszego Sznycelka - cudownego frytkowo-popcornowego żebraka.
Nie wiemy co się stało. Nie wiemy czemu nagle Sznycel dostał gorączki, a jego nerki i wątroba kompletnie przestały pracować. Leki nie pomagały, organy nie ruszyły. Jeszcze w niedziele cudowny Sznycel wtulał się w nasze ramiona, a we wtorek był już w stanie krytycznym... Byliśmy zmuszeni go uśpić.
Sznycel trafiając do nas rozświetlił nasze życie swoim urokiem, uśmiechem i miauczącymi dyskusjami, poziomem bijącymi na głowę te na Harvardzie.
Teraz Sznycelku biegasz wraz z Okruszkiem, Paproszkiem i wieloma innymi cudownymi milusińskimi za Tęczowym Mostem i mamy nadzieję, że niczego wam tam nie brakuje. Bardzo was kochamy i strasznie tęsknimy...
Igor
15-letni kocur rasy Rosyjski Niebieski i zdecydowany pan domu. W jego wychowanie zostało włożone wiele miłości i czasu, a efekty są przekazywane przez niego samego nowym pokoleniom kotów. To byl kocur z klasą, taktem, istny szlachcic. Byl najwyżej usytuowany w hierarchii domu i nie pozwalal, by kocięta o tym zapomniały. Jeżeli któryś z malców próbowal pyskować, to Igor szybko pokazywal jednym machnięciem łapy kto tu rządzi. Mial na wszystko oko i byl pełnym inteligencji głosem rozsądku w stadzie. Nie było by tego domu bez niego... Odszedl 22.04.2020 roku.