. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
MirczaMircza urodził się u nas 12 lipca 2015 roku, po tym jak przyjęliśmy jego matkę już w ciąży. Kocurek wychowywał się z trójką rodzeństwa: Władem, Radu i Maszą. Miał uroczy charakter i potrafił każdego zaczarować. Jednocześnie był miły i przyjaźnie nastawiony do innych kotów. Zdecydowanie z jego oczu płyneła inteligencja, której sami nie mogliśmy się oprzeć.
WicherPożegnaliśmy Wicherka... Podczas operacji zmiana w jamie brzusznej okazała się nieoperacyjnym chłoniakiem z naciekami na oba jelita. Wybudzanie go byłoby tylko rozpoczęciem ruletki o jego komfort. Lepiej że odszedł, gdy jeszcze nie miał silnych dolegliwości. Żegnaj Wicherku...
SainWczoraj nad ranem byłam zmuszona uśpić Saina... W piątek wieczór jeszcze ładnie jadł kolację, a w sobotę wieczór już było źle... Musiałam podjąć ciężką decyzję, ale nie chciałam by dłużej cierpiał... Białaczka go pokonała... Był cudownie pozytywnym kocurkiem, który ciągle chodził z wysoko postawionym ogonem - mimo choroby... Nikt tak mnie nie witał po wejściu do pokoju kotów białaczkowych jak właśnie Sain... Nawet nie wiecie jak bardzo mi go brakuje...
PaprochPaproch. Mój kochany Paproszek. Cudowny kot, którego już więcej nie zobaczę... Nawet nie wiecie jak straszliwie mi źle, że już nigdy go nie przytulę, nie zacznę drapać mówiąc „zaśpiewaj nam Paproszku” a on wtedy tak piskliwie miauczał jak na zawołanie. Miał taki śmieszny głosik. Był cudownym kotem, który wszedł mi do klatki łapki w marcu tego roku. Od razu wiedziałam, że już na dwór nie wróci. Był dziki, ale bardzo mądry, wiedział, że nie chcę mu zrobić żadnej krzywdy, że w moich ramionach jest bezpieczny. I tak zaczęłam tulić kompletnie dzikiego kota, a on odwzajemnił moje uczucia. Byliśmy sobie bardzo bliscy...
...ale weterynaria bywa zawodna w niektórych przypadkach. Wczoraj mogliśmy jedynie uśpić Paprocha. Żegnaj skarbie... Zostawiłeś mnie z ogromną pustką w sercu...
KłaczekZa napisanie tego posta zabierałam się kilkukrotnie, ale brakowało mi sił...
Są śmierci łatwiejsze i trudniejsze. Czasem musimy pożegnać starego kota, który miał swój ciepły kąt, swoje przeżył i jego czas dobiega końca - to śmierć łatwiejsza. Jednak są takie przypadki jak Kłaczek, które bolą, wywołują uścisk w sercu i potok łez...
Kłaczek był mi bardzo drogi, mimo swej dzikiej natury. Szanowałam jego inteligencję, powściągliwość wobec ludzi, ciepło które okazywał innym kotom w domu. Był bardzo lubiany, miał wielu przyjaciół.
Gdy zaatakował go FIP, straszliwa choroba, do niedawna nieuleczalna, nie wahałam się spróbować kuracji eksperymentalnym lekiem, by Kłaczka ratować.
To Wy pomogliście mi w zdobyciu leków, w cudowny sposób okazując serce.
Kłaczek był najdzielniejszym z dzielnych. Mimo tak straszliwej choroby - walczył, bardzo chciał żyć. Tak bardzo... Po 3 dawce leku zaczął sam jeść, po 4-tej dostał super apetytu, po 7-ej już nie było śladu po płynie w jego jamie brzusznej. Gdy już zaczął się bawić, to odetchnęłam, bo wiedziałam, że ten kot się nie da.
Niestety...
Życie bywa okrutne...
Nagle znaleźliśmy Kłaczka leżącego i nieprzytomnego, z szeroko otwartymi oczami. Oddychał, serce biło, ale... jego mózg przestał pracować... To było straszne... Kłaczek trafił do kliniki w 10 minut... Weterynarz podjął decyzję o jego uśpieniu, ponieważ mózg nie odpowiadał na żadne bodźce.
Nie wiemy co się stało.
Nie wiemy czemu los zabrał nam przyjaciela i najdzielniejszego z dzielnych.
Nie wiemy co zrobiliśmy źle.
Dziękujemy, że z nami byliście, że razem z nami próbowaliście go ratować. Jesteśmy Wam ogromnie wdzięczni.
Okruszek21 marca musieliśmy pożegnać Okruszka. Przeżył u nas rok. Niesamowity rok, podczas którego pokazał, jak zwierzę potrafi być silne. Rok nadziei, że ktoś pokocha go równie mocno jak my. Był naszym „nadzwierzakowym” promyczkiem, który tak bardzo umilał nam wszystkim dzień - nieważne jak zły by on nie był. Waleczny, silny i wiecznie uśmiechnięty kocurek przegrał walkę z niewydolnością nerek.
Okruszku, byłeś malutkim i zadziornym kocurem, który każdego kota potrafił ustawić do pionu. W tym drobnym ciałku był ogrom walki, nadziei i siły, że żadnemu człowiekowi się to nie śniło. Bez Ciebie jest tu tak pusto i cicho. Dalej ciężko nam sie pogodzić z tym, że teraz ustawiasz koty za Tęczowym Mostem i nie czekasz na blacie w kuchni po kolejną porcję wołowiny. Mamy tylko nadzieję, że tam gdzie jesteś masz jej pełno i nic Cię już nigdy nie bedzie boleć...
SznycelJeszcze rana po stracie Okruszka się nie zabliźniła, a my musieliśmy pożegnać naszego Sznycelka - cudownego frytkowo-popcornowego żebraka.
Nie wiemy co się stało. Nie wiemy czemu nagle Sznycel dostał gorączki, a jego nerki i wątroba kompletnie przestały pracować. Leki nie pomagały, organy nie ruszyły. Jeszcze w niedziele cudowny Sznycel wtulał się w nasze ramiona, a we wtorek był już w stanie krytycznym... Byliśmy zmuszeni go uśpić.
Sznycel trafiając do nas rozświetlił nasze życie swoim urokiem, uśmiechem i miauczącymi dyskusjami, poziomem bijącymi na głowę te na Harvardzie.
Teraz Sznycelku biegasz wraz z Okruszkiem, Paproszkiem i wieloma innymi cudownymi milusińskimi za Tęczowym Mostem i mamy nadzieję, że niczego wam tam nie brakuje. Bardzo was kochamy i strasznie tęsknimy...